poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział 7

    Leżałam skulona na łóżku patrząc się tępo w ścianę. Stało się. James mnie pocałował. Cholerny James McVey mnie pocałował, a mi się to spodobało.
Przestań.
   Skarciłam się w duchu. Nie mogłam myśleć o nim w ten sposób. On jest tylko moim przyjacielem. On i jego mama pomogli mi w chwili, kiedy straciłam wszystko i jestem im za to naprawdę wdzięczna. Nie ma słów, które mogłyby opisać jak bardzo chcę im podziękować. Melanie jest dla mnie jak moja druga matka. Dba o mnie, pomaga mi, stara się abym zdobyła jej zaufanie. A James? Cóż.. James jest jak mój przyjaciel. Wiem, że jest teraz jedyną osobą, której mogę zaufać i wiem, że ja jestem jedyną osobą, której on ufa. Nie znamy się długo, kilka miesięcy, ale ja mam tylko jego. Nie mogę pozwolić sobie na to, aby ten pocałunek zniszczył nasze relacje. Nie, nie, nie. 
Ale przecież warto spróbować. Podoba ci się.
    Nie, nie mogę nawet myśleć o tym, że moglibyśmy spróbować być razem. Co jeśli by się nam nie udało? Co jeśli zerwalibyśmy ze sobą? Przecież mieszkam w domu jego i jego matki, to wszystko by się posypało, a on obiecał mojej mamie mnie chronić. Po zerwaniu prawdopodobnie znienawidzilibyśmy się, on kazałby mi się usunąć z jego życia, a tą okazję prawdopodobnie wykorzystałby Brayan i po prostu by mnie zabił. To nie tak, że jestem egoistką i troszczę się tylko o siebie. Przecież nikt nie chciałby, aby jego psychiczny ojczym ścigał go i próbował zabić przez coś,  czego nie jest się niczemu winnym. Poza tym muszę mieć na uwadze uczucia James'a. Nie chciałabym go zranić. Wiem, że pod tą maską twardziela jest delikatny i wrażliwy chłopak i po prostu nie mogę dopuścić do tego, aby on cierpiał. 
Ale podobało ci się. 
    Tak, pocałunek z James'em bardzo mi się podobał. Blondyn całował mnie delikatnie i czule, w dodatku ten pocałunek miał w sobie coś magicznego. Pierwszy raz się z kimś całowałam, ale nigdy nie pomyślałabym, że ktoś może całować w tak cudowny sposób jak James. Nie mogłam przestać myśleć o tym, co między nami zaszło, od kiedy wróciliśmy z centrum. Potem prawie w ogóle nie rozmawialiśmy. James pomagał mamie w sprawach papierkowych, a ja prawie cały wieczór przeleżałam rozmyślając. Dobra, pocałunek podobał mi się o wiele bardziej niż bardzo, ale przecież nie mogę pozwolić, do tego, aby między nami było coś więcej niż przyjaźń. 
Przecież nie wiesz co się stanie. Zaryzykuj.
    Nie. Muszę być stanowcza w swoich postanowieniach. Nie mogę dać się ponieść namiętności. To mój przyjaciel. Spotkam na swojej drodze jeszcze miliony innych chłopaków, ale James jest wyjątkowy. Wyjątkowy, bo jest moim przyjacielem. Zaufałam mu, kiedy wszyscy inni się ode mnie odwrócili i kiedy straciłam wszystko. Nie mogę go stracić. To był tylko głupi i nic nieznaczący pocałunek. 


*


    Przebudziłam się z okropnym bólem głowy. Całą noc nie mogłam spać, a moją głowę zaprzątały myśli związane z James'em. Zasnęłam dopiero nad ranem, około szóstej, kiedy postanowiłam, że wyjaśnię z James'em kwestię pocałunku i powiem mu, że nic między nami nie będzie. To najlepsze wyjście w tej sytuacji. 
    Zwlekłam się powoli z łóżka, a mój wzrok padł na materac. Był pusty. Dziwne, James zawsze spał do późna. Spojrzałam na zegarek. Czternasta, cholera. Ubrałam szybko białe szorty i szary t-shirt zbiegając na dół do kuchni, gdzie zastałam blondyna. 
-Oh,  w końcu wstałaś.-uśmiechnął się, kiedy weszłam do środka.
-Wybacz... to chyba nie problem? Wiesz, nie mogłam zasnąć w nocy...
-Możesz spać tyle ile chcesz. Poza tym na dzisiaj chyba i tak nie mamy planów. Głodna?
-Powinniśmy wymyślić coś, co pozwoli nam zabrać kilka moich rzeczy z domu. Trochę.
-Wiesz, wydaje mi się, że nie powinniśmy tam wracać. Bayan na pewno na to czeka. Zrobiłem kurczaka, chcesz?
-Poproszę...-westchnęłam zrezygnowana, a James nałożył mi trochę jedzenia na talerz.-dziękuje.
-Zostawiłaś tam coś ważnego, że aż tak ci na tym zależy?-kontynuował brunet, kiedy odstawiłam swój pusty już talerz do zmywarki.
-Tak jakby.. Po prostu został tam wisiorek mojej mamy, to prawdopodobnie jedyna rzecz, prócz listu, która mi po niej została.Nigdy nie byłam z nią bardzo zżyta... To znaczy, no kochałam ją... Nie wiedziałam, że wiedziała o tym co robił mi Brayan...Ale ja po prostu... okej czasami mnie ignorowała, ale tęsknie za nią.. to moja matka
-Ale wiedziała i nic z tym nie zrobiła. 
-Ale to moja matka James....
-Nie powinniśmy tam iść.
-Proszę.. Chce tylko ten wisiorek. Nic więcej, o nic więcej, nigdy cie nie poproszę okej? Proszę tylko zebysmy poszli po ten cholerny wisiorek...
-Okej, ale pod jednym warunkiem.-westchnąłem cicho.
-Okej, jakim?
-Pozwolisz mi się znów pocałować.


                                                                                                                                    

NO I WRACAM DO WAS Z NOWYM ROZDZIAŁEM, PO BARDZO BARDZO DŁUGIEJ PRZERWIE! MAM NADZIEJĘ, ŻE WAM SIĘ PODOBA. PLANOWAŁAM COŚ DŁUŻSZEGO, ALE MYŚLĘ, ŻE ROZDZIAŁY BĘDĄ MNIEJ WIĘCEJ TAKIEJ DLUGOŚCI, CO WY NA TO? 
ZROBIŁAM ZAKŁADKĘ "INFORMOWANI" WIĘC JEŚLI CHCECIE ABYM INFORMOWAŁA WAS O NOWYCH ROZDZIAŁACH, ZOSTAWCIE KOMENTRZ ZE SWOIM USEREM NA TT, LUB ASKIEM :)

czwartek, 13 marca 2014

Rozdział 6

     Otworzyłam oczy i leniwie się rozciągnęłam. Spojrzałam na zegarek. Było wpół do dziewiątej. Spojrzałam na Jamesa. Spał. Oh to dla niego typowe. Zawsze do późna słuchał muzyki, a potem wstawał o dwunastej. Ale lubiłam patrzeć jak śpi. Wyglądał wtedy tak bezbronnie, tak idealnie. Rysy jego twarzy były delikatne, długie rzęsy opadały na policzki. Wyglądał jak anioł, dosłownie. Codziennie rano budziłam się i patrzyłam jak śpi. To mnie odprężało. Minęły dwa tygodnie od kiedy tutaj jestem i codziennie rano to robiłam. Do tej pory nie odzyskałam moich rzeczy, bo zawsze gdy po nie szliśmy, ojczym był w domu... Traciłam już nadzieję, ze kiedykolwiek je odzyskam, ale przecież miałam kilka milionów w kopercie.
     Chciałam iść dzisiaj na zakupy i w końcu coś sobie kupić, bo zostałam z tylko jednym czystym t-shirt'em.
James obiecał, ze zabierze mnie dzisiaj do galerii, więc cieszyłam się, że będę miała jakieś nowe rzeczy, no i, że spędzę z nim trochę czasu poza domem.
     W ciągu tych dwóch tygodni coraz lepiej się poznawaliśmy i zaczęliśmy się bardziej dogadywać. Lubiłam robić z nim wszystko. Nawet leżeć na łóżku i gapić się w sufit. Po prostu czułam się przy nim bezpiecznie. On wywoływał uśmiech na mojej twarzy. Dzięki niemu nie myślałam, że w każdej chwili ktoś może mnie zabić. Po prostu czułam się przy nim bezpiecznie. Ale cholernie bałam się jednej rzeczy. Bałam się, że mogę się w nim zakochać i z dani na dzień coraz bardziej uświadamiałam sobie, że to się chyba już stało, chociaż próbowałam ze wszystkich sił nie wpuścić do mojego serca tego cholernego uczucia. Nigdy tak naprawdę nie byłam zakochana i nie wiedziałam jak to jest. Po prostu zawsze, gdy James jest przy mnie, czuję motylki w brzuchu, serce mi kołacze, a zmysły odmawiają posłuszeństwa. Ciągle o nim myślę. Chcę spędzać czas tylko z nim. Jeśli się w nim zakochałam, on nie może się o tym dowiedzieć. Nigdy.
     Leżałam jeszcze chwilę, gapiąc się na jego idealną twarz, aż w końcu rzuciłam w nią poduszką.
-Wstawaj leniu!-krzyknęłam, śmiejąc się.
    Chłopak nie zareagował. Westchnąłem i wstałam z łóżka, zdzierając z niego kołdrę i klepiąc w głowę.
-No już leniu!
-Jeszcze 5 minut...-wymamrotał.
-Żadne 5 minut, mamy jechać na zakupy!
-Ahh baby
-No wstawaj!
-Zaaaraz- złapał mnie za kostki i pociągną, tak, że spadłam na materac. Objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie- 5 minut.
-Oh no dobra.- wtuliłam się w niego i zamknęłam na chwilę oczy.
     Po kilku-jak dla mnie- minutach, ponownie je otworzyłam i spojrzałam na zegarek. Jedenasta.
-James jest już 11!-krzyknęłam i próbowałam wstać, ale chłopak trzymał mnie zbyt mocno.-Wstawaj!
-Oh no dobra!-poluzował uścisk, więc mogłam się swobodnie wydostać-chwila-znów mnie przyciągnął.
-Co?
-To- blondyn musnął delikatnie mój policzek ustami. Na moją twarz wlał się rumieniec.
     James nigdy tego nie robił. Nigdy mnie nawet nie przytulał. No dobra zdarzyło się to kilka razy, ale tylko wtedy, kiedy rozmawialiśmy na jakieś poważne, lub smutne tematy. Wstałam i ukryłam twarz w rękach.
-Gdzie idziesz?
-Do łazienki.
     Weszłam i zamknęłam za sobą drzwi. To przecież był zwykły całus w policzek. Oh! Nie chcę się w nim zakochać jeszcze bardziej, a on wcale mi tego nie ułatwia. Pieprzony ideał!
     Przemyłam twarz wodą i zaczęłam się ubierać. Wróciłam do pokoju i zastałam ubranego Jamesa i zaścielone łóżko.
-Dzięki-powiedziałam niepewnie.
-Drobiazg, idziemy na śniadanie?
-Jasne.
     Zeszliśmy na dół. Na stole stał już talerz pełen kanapek, a obok karteczka:
"Dzisiaj wracam później. Nie przesadzajcie z zakupami! James pilnuj Julie! Całusy, mama x"
     Zjedliśmy i poszliśmy do samochodu. 
-Obiecaj, że będziesz trzymała się blisko mnie i nigdzie nie będziesz się oddalała.-powiedział James, patrząc mi prosto w oczy.
-Nie jestem dzieckiem!-naburmuszyłam się.
-Ale dziewczyną, na którą poluje prawdopodobnie psychol, i którą chce zabić. Wystarczający argument?
-Oh, wygrałeś.-na usta chłopaka, wkradł się lekki uśmiech zwycięstwa.
     Odpalił silnik i ruszyliśmy.



****


     Chodziliśmy po każdym możliwym sklepie. Kupiłam już mnóstwo ciuchów, ale przecież zostałam bez  jakichkolwiek rzeczy. Kupiłam najważniejsze akcesoria i masę ubrań. 
-Bolą mnie nogi-jęknął James.
-Oh nie narzekaj! Ostrzegałam cie, że nie będzie przyjamnie-zaśmiałam się.
-Powiedz, że już kupiłaś wszystko i, że możemy wracać.
-Tak, kupiłam już wszystko ale jeszcze nie wracamy.
-Uh, czemu?
-Bo zabieram cie na lody.
-To randka?-blondyn uśmiechnął się szeroko, a ja mocno się zarumieniłam.
-Um.. nie. Po prostu zwykłe przyjacielskie spotkanie.
-Oh, szkoda.-wywróciłam oczami i poszliśmy do kawiarni.
     Zamówiłam nam duże lody miętowo czekoladowe i usiedliśmy w wygodnej kanapie.
-Oh w końcu mogę usiąść!-zaśmiał się James.
-Wiesz co? Narzekasz gorzej niż baba!
-Oh nie prawda!
-O widzisz? Znów to robisz, narzekasz.
-Oh spadaj.
-Ah, serio mam spadać?
-Tylko się droczę.
-Idiota.
-I tak mnie lubisz.
-Mhmm. 
-Ej Julie, masz tu coś.
-Gdzie?-odwróciłam twarz w jego stronę.
-O tu.-James popchną moją ręką, tak, że lód dotknął mojego policzka.
-Hej!-śmiałam się, ale nie byłam mu dłużna i zrobiłam to samo.
     Bawiliśmy się tak jak dzieci, a ludzie patrzyli na nas jak na nienormalnych. Ale miałam ich gdzieś. Śmieliśmy się głośno i byliśmy cali wymazani lodami miętowo-czekoladowymi.
     Chwyciłam chusteczkę i zaczęłam wycierać nią twarz, a potem wytarłam twarz Jamesowi.
     Przez chwilę nasze twarze były bardzo blisko siebie. Dzieliły je dosłownie milimetry. James patrzył mi głęboko w oczy, a ja się zatraciłam w jego spojrzeniu, dalej czyszcząc jego twarz. Czułam jak blondyn zmniejsza między nami dystans, ale nie próbowałam się od niego odsunąć. Czekałam na rozwój wydarzeń. Odległość stale się zmniejszała. Teraz stykaliśmy się już czołami. Aż w końcu to się stało. Nasze usta zetknęły się w delikatnym i czułym pocałunku. 
     Usta Jamesa były tak bardzo delikatne. Ich dotyk sprawił, że przeszły mnie ciarki. Zamknęłam oczy i pozwoliłam mu dowodzić, ale po chwili zorientowałam się, gdzie jesteśmy. W kawiarni pełnej ludzi. Ludzi wpatrzonych w nas.





_____________________________________________

Uhy w końcu 6! Przyznam szczerze, że nawet całkiem mi się podoba! Naszła mnie ogromna wena! Oh powinnam się uczyc, ale who's cares? Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał! LICZĘ NA DUŻO KOMENTARZY MOTYWUJĄCYCH DO DALSZEGO DZIAŁANIA! I JEŚLI CHCECIE BYć INFORMOWANE O NOWYM ROZDZIALE, TO ZOSTAWCIE SWOJE USERY DO TWITTERA W KOMENTARZU!

czwartek, 6 marca 2014

Rozdział 5

     Rumieniec wypełniał każdy kąt mojej twarzy. Byłam cała czerwona. Założę się, że wyglądałam jak pomidor. Momentalnie spuściłam wzrok i nerwowo zacząłem bawić się palcami.
     James zachichotał.
-Ty tak serio?-zapytałam po długiej ciszy.
-Mhmm- pokiwał głową.
-Oh... ale ummm.... Nie powiedziałam, że mi się podobasz.
-Ale ci się podobam.
-Skąd to wiesz?
-Po prostu wiem.
-Jesteś.. ugh.. jesteś taki pewny siebie.
-Nie. Jestem pewny tego, że ci się podobam.
-Może, ale podobać może mi się dużo osób. Podobanie to nie miłość. To po prostu pociąg do danej osoby.
-Czyli, że cie pociągam.
-Nie to miałam na myśli.
-Ale to powiedziałaś.
-Ugh,  jesteś niemożliwy!
-Przynajmniej rozładowuję atmosferę.
     Odwróciłam się do niego plecami, tak żeby nie widział mojej czerwonej twarzy. Zaczęłam bawić się rąbkiem kołdry, myśląc o Jamesie. Wkurzało mnie, że był taki pewny siebie, taki zarozumiały, taki przemądrzały. Z drugiej strony był bardzo inteligenty i miał rację-podobał mi się, ale nie chciałam, żeby to przerodziło się w coś więcej. Nie teraz. Nie w takim momencie. Nie przy tych sytuacjach, które się ostatnio wydarzyły.
     Przekręciłam się z powrotem w stronę Jamesa.
-Co będziemy robić?-zapytałam.
-A na co masz ochotę?
-Teraz zjadłabym śniadanie.
-To chodź na dół.
-Muszę się ubrać, jestem w piżamie.
-Nie przeszkadza mi to.
-Dobra to chodź.
     Poszliśmy na dół i weszliśmy do kuchni. Była dość duża i ładnie umeblowana. Ciemno brązowe półki i szafki, bardzo dobrze komponowały się z kremowymi ścianami. Usiadłam przy stole.
-Co chcesz zjeść?
-Mam ochotę na tosty... Albo na jajecznicę.
-Mogą być tosty?
-Mogą.-uśmiechnęłam się do niego.
     Blondyn odwzajemnił uśmiech i zaczął przygotowywać jedzenie. Patrzyłam na niego. Wyglądał jak zawodowy kucharz. Każdy ruch wykonywał niemalże perfekcyjnie, a przecież robił tylko tosty. Po chwili postawił talerz przede mną.
-Smacznego.-wyszczerzył się do mnie i usiadł obok.
-Dziękuję. James, gdzie twoja mama?
-W pracy. Boję się każdego razu kiedy wychodzi do niej tak wcześnie.
-Nie dziwię ci się. Po tym wszystkim co przeszliście.
-Cieszę się, że odbudowałem z nią dobre relacje.
-Jak to?
-No... Po tym jak zabiłem mojego ojca, zaczęła się mnie bać. Nie chciała ze mną rozmawiać. Ukrywała się, uciekała. Zostawiła mnie.
-Ale..przecież...
-Wiem. Po jakimś czasie ją znalazłem. Wyjaśniliśmy sobie wszystko i zaczęliśmy od nowa.
-Musiałeś być bardzo szczęśliwy.
-Byłem jak  nigdy.
-James?
-Tak?
-Aaa jak czułeś się po zabójstwie?
-Normalnie-wzruszył ramionami- Miał w sobie taki spokój. Mówił o zbrodni jakby to było coś normalnego. Coś na porządku dziennym. Jakby ludzie od tak się zabijali. Przeszedł mnie dreszcz.
-Więc ja też chcę zabić Brayana
-Nie możesz.
-Dlaczego?
-Jesteś zbyt słaba.
     Wywróciłam oczami, kończąc jeść i wróciłam na górę, zamykając się w pokoju. James pobiegł za mną.
-Obraziłaś się?
-Idź stąd. Chcę się przebrać.
     Poszłam pod prysznic i ubrałam się w świeży t-shirt i jeansy. Rozczesałam włosy ręką i otworzyłam drzwi Jamesowi.
-Gniewasz się?-posłał mi nerwowe spojrzenie.
-Nie. Po prostu mnie wkurzasz.
-Ah baby.
-Zamknij się.
-Traktujesz tak każdego chłopaka, który ci się podoba?
-Odwal się James.-usiadłam na łóżko.-Nie możemy się traktować po prostu jak przyjaciele?
-A ufasz mi?-usiadł obok mnie.
-Tak.
-Więc ja ci też ufam.
-Więc traktujmy się normalnie.
-Traktuje cie normalnie.
-Wow, fajnie traktujesz swoich przyjaciół.
-W sumie nigdy nie miałem prawdziwego przyjaciela, ani przyjaciółki.
-A chcesz mieć?
-A chcesz nią być?
-Chcę nią być.. ale...
-Ale co?
-Boję się ciebie James. Masz w sobie coś takiego... Takiego niepokojącego.-chłopak westchnął głośno.
-To przez to, że zabiłem ojca, prawda? Uważasz mnie za świra, zdolnego do zabicia każdego, tak?
-Nie.. James, ja...
-Wiem, myślisz, że jestem psychiczny, nieobliczalny i Bóg wie co jeszcze.
Nie James to nie tak.
-A jak?
-Po prostu... Mówisz o zabójstwie jak o czymś, uhh, jakby to było normalne zabić człowieka.
-Przecież ty też chcesz kogoś zabić.
-Ale bardzo dobrze wiemy, że nie byłabym w stanie. Mimo, że bardzo chcę. A ty... ty to zrobiłeś i nie masz żadnych wyrzutów sumienia.
-A ty byś miała na moim miejscu?!
-Nie wiem... Naprawdę nie wiem.
-On nas krzywdził... Krzywdził nas każdego dnia...
-Wiem. Wiem i bardzo mi przykro, ale ja też byłam krzywdzona. Codziennie...-obraz pijanego Brayana dobierającego się do mnie pojawił się w mojej głowie momentalnie, a do oczu napłynęły mi łzy.- On... on to robił codziennie James....a.... a mama o tym wiedziała... wiedziała, rozumiesz?
-Julie, ja wiem.. Wiem, przepraszam.-blondyn objął mnie ramieniem.
-Wiem co czujesz James.
-Nie. Ja nie wiem co ty czujesz Julie... Przepraszam, nie chciałem.
-W porządku.-wierzchem dłoni otarłam łzy-Wszystko jest w porządku dopóki tu jestem. Dopóki jestem jak najdalej od niego, ale wiem, że on mnie znajdzie. Znajdzie i zabije.
-Będę cie bronił.
-A jeśli ciebie też zabije?
-Nie dam mu się.
-Ale.. nie ważne, nie o tym rozmawialiśmy.
-Nie bój się mnie Julie.-chłopak zaczął gładzić mnie ręką po ramieniu.
 -Nie wiem czy potrafię się nie bać.
-Przecież ci nic nie zrobię. Spójrz na mnie.-nieśmiale na niego spojrzałam.-Julie nie skrzywdzę cie, obiecuję.
-James.. Chcę ci wierzyć.
-Przecież nie mógłbym zrobić ci krzywdy...
-Dlaczego?
-Jesteś moją przyjaciółką. Jesteś dla mnie ważna. Nie bój się mnie.
-Spróbuję James...
-Proszę.
-Spróbuję....
     Wtuliłam głowę w zagłębienie jego szyi i zamknęłam oczy, wdychając jego zapach. W mojej głowie krążyło tysiące myśli. Wszystkie o Jamesie. Myślałam o jego włosach. O tych włosach, które były tak idealnie ułożone każdego dnia. O jego oczach, w których mogłabym się rozpłynąć. O jego perfekcyjnym uśmiechu, który wywoływał u mnie radość. O jego tajemniczym charakterze. O tym co przeszedł. O tym jak się stara być dla mnie miłym. Uświadamiałam sobie, że nie chcę go stracić mimo strachu... Uświadamiałam sobie, ze stał się dla mnie ważny.




 _____________________________________

JEST 5 JUPI!!!!
Męczyłam się nad nim długo. Nie miałam weny. Proszę bądźcie wyrozumiałe. Mam nadzieję, ze Wam się spodoba. Jeśli chcecie być informowane o nowych rozdziałach, podajcie w komentarzach swoje twitter, a jeśli już je podawałyście, to nie róbcie tego drugi raz! :) Wszystko mam zapisane :)
MAM JESZCZE GORĄCĄ PROŚBĘ, ABYŚCIE W KOMENTARZACH WYRAŻAŁY SWOJĄ OPINIĘ, BO TO MEGA MOTYWUJE!

niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 4

***James***


     Spojrzałem na Julie z niedowierzaniem i rozbawieniem.
-Że co mam niby zrobić?
-To co słyszałeś. Naucz mnie zabijać.-zacząłem się śmiać.-Co cie tak śmieszy?
-Ty.
-Pajac.
-Julie, chodzi o to, że nie można kogoś nauczyć zabijania. 
-Wszystkiego można się nauczyć.
-Nie, Julie. Żeby kogoś zabić trzeba tego naprawdę chcieć. Ja wiem, że chcesz zabić swojego ojczyma, ale sama chęć nie wystarczy. Potrzebna jest jeszcze odwaga. Co byś zrobiła, gdybyś spanikowała? Z resztą, powiedz mi.: nie miałabyś wyrzutów sumienia, że go zabiłaś?
-Ja...
-No właśnie Julie. Przykro mi, ale odpowiedź brzmi nie. Nie nauczę cie zabijania.
-Ugh jesteś...
-No jaki? No jaki jestem? Nieczuły, chamski, sarkastyczny, wredny, przemądrzały czy może jeszcze jakiś?
-Jesteś po prostu.... Um... przewrażliwiony.-wywróciłem oczami.
-Po prostu się o ciebie martwię.
-Czemu?
-Nie wiem. Tak po prostu. Czuję się za ciebie odpowiedzialny.
-Robisz to tylko ze względu na moją matkę.
-Nie prawda.
-To dlaczego to robisz?
-Bo potrzebujesz wsparcia. Sama sobie nie dasz rady.
-Jasne, wiem, że sobie sama nie poradzę, ale nie potrzebuję litości.
-Nie robię tego z litości. Chcę ci pomóc, więc to robię i proszę przyjmij tę pomoc.-spojrzała mi głęboko w oczy.
-Dzięki.-uśmiechnąłem się.
-W porządku. Chcesz zostać w łóżku?
-Mogę tutaj zostać cały dzień, nie chce mi się żyć.-pogładziłem ją po policzku.
-Możesz tu leżeć ile zechcesz.
-Dzięki, ale zostaniesz ze mną?
-No pewnie, ale może najpierw zrobię nam śniadanie?
-Nie jestem głodna.
-Jak chcesz. Ja idę coś zjeść. 
-W porządku.



***Julie***


     Gdy James wyszedł znów zaczęłam myśleć o tym wszystkim. No nie. Znów łzy napłynęły mi do oczy. Plusem towarzystwa Jamesa, było to, że mogłam oderwać się na chwilę od wydarzeń z ostatnich kilku dni, mimo, że sam w sobie mi o tym przypominał, jego towarzystwo poprawiało mi humor. Był sarkastyczny i chamski, ale lubiłam z nim przebywać. Miał w sobie coś takiego, co mnie do niego ciągnęło. Był przystojny i seksowny, to fakt, ale budził też nutkę tajemnicy. To w nim lubiłam najbardziej, to że był taki tajemniczy. Ciągle próbowałam go rozgryźć. W jego oczach widziałam śmiałość, odwagę, ale też strach i ból. On też wiele przeszedł. Z jednej strony mu współczułam, a z drugiej miałam za złe, że pomaga mi z litości, mimo, że mówi, że chce mi pomóc. Ja wiem swoje. 
     Po kilku minutach wrócił James. Szybko wytarłam łzy, które napłynęły mi do oczu.
-Jak samopoczucie?-zapytał i się uśmiechnął, siadając na łóżku.
-Zgadnij.
-Ej no Julie. Eh.. mógłbym ci jakoś poprawić humor?
-Czemu chcesz, żebym miała dobry humor?
-Bo źle się czuję, kiedy jesteś smutna.
-Dzięki. Nie wiem. Po prostu ze mną posiedź. Nie chcę zostać sama.
-W porządku.- James usiadł obok mnie na łóżku.-jesteś na mnie zła?
-Uhm? A nie.. James.. przepraszam, myślałam trochę jak ciebie nie było i rozumiem. Wiesz, może mnie też trochę poniosło... Nie wiem, czy potrafiłabym kogoś zabić.
-W porządku Julie. Ty masz zbyt miękkie serce do tego.
-Skąd wiesz?
-No bo, przecież on ci wyrządził tyle złego, a ty mimo wszystko nie potrafiłabyś go skrzywdzić.
-Może gdyby skrzywdził kogoś mi bliskiego... Może wtedy bym potrafiła.
-Skrzywdził twoją mamę.
-Nigdy nie byłam z nią szczególnie blisko, kochałam ją ale... Ona też mnie czasem traktowała jak wyrzutka...
-Przykro mi.
-Zazdroszczę ci, że masz taki dobry kontakt z mamą.
-Ewh, strasznie ją kocham. W piekle, przez które przechodziłem miałem tylko ją.
-Przykro mi. No ale chyba masz znajomych? Przyjaciół? Dziewczynę?
-Uh.. Zerwałem kontakt z połową moich znajomych. W sumie zostali mi tylko trzej dobrzy kumple, a dziewczyny nie mam. 
-Dziwne.
-Co?
-No to, ze nie masz dziewczyny?- blondyn zaśmiał się głośno.
-Niby czemu?
-No bo jesteś czasem miły, masz dobre serce no i jesteś całkiem przystojny.
-Przyznaj się. Lecisz na mnie.-poczułam jak rumienią mi się policzki.
-Zwariowałeś?! Nie! Nigdy!-chłopak zaczął się śmiać.
-Hahah widzę jak mnie pragniesz haha.
-Zamknij się James.-blondyn złapał mnie za łokcie i obrócił w swoją stronę.
-A tak prawdę mówiąc, ty też mi się podobasz.


NO I JEST 4 :)
Mam nadzieję, że Wam się spodoba, chociaż moim zdaniem jest kiepski. Wybaczcie, wczoraj byłam na 18stce kumpeli haha
No to jeszcze jedna sprawa: JEŚLI CHCECIE BYć INFORMOWANE O NOWYCH ROZDZIAŁACH. ZOSTAWCIE SWOJE USERY DO TT W KOMENTARZU :)

wtorek, 18 lutego 2014

Rozdział 3

     Obudziłam się z potwornym bólem głowy. Coś jakby od środka rozsadzało mi czaszkę. Nieudolnie próbowałam podnieść się z łóżka, ale zrezygnowałam z bólu. Spojrzałam na Jamesa. Spał. Rzuciłam się na poduszkę i leżałam, myśląc o wydarzeniach ostatnich dwóch dni. Od myślenia, głowa rozbolała mnie jeszcze bardziej. Leżałam tak dość długo, a blondyn wciąż spał. Chciałam jakiś proszek od bólu głowy, ale nie będę łazić w czyimś domu. Rzuciłam w Jamesa poduszką, żeby się obudził.
-Jeszcze pięć minut.-wymamrotał.
-James wstań.
-Po co?
-Głowa mnie boli. Masz jakieś tabletki?-chłopak leniwie podniósł rękę i zgarnął poduszkę z twarzy, mamrocząc coś pod nosem.- James...
-Już wstaje...-wstał i ociągając się wyszedł z pokoju. Wrócił po chwili ze szklanką wody i tabletkami.-Trzymaj.
-Dziękuje- powiedziałam i popiłam tabletkę wodą, kładąc się na łóżko.
     James popatrzył na mnie, uśmiechnął się i usiadł na skraju łóżka. Bezczelnie gapiłam się na jego tors.
-Nie gap się.-powiedział, a ja zarumieniłam się i wsadziłam głowę w poduszkę, na co chłopak tylko się zaśmiał.-jak się spało?
-Nijak. Miałam jakieś koszmary, ciągle się budziłam, boję się James..
-Czego się boisz?
-Wszystkiego... Mojego ojczyma, tego co ze mną teraz będzie... bo gdzie ja teraz pójdę?
-Mówiłem ci. Możesz zostać z nami tak długo, jak tylko chcesz.
-Nie chcę nadużywać waszej gościnności.
-To gdzie masz zamiar pójść?
-N-nie wiem.
-No właśnie. Julie, to jest najlepsze rozwiązanie w tej sytuacji. Zostań z nami.
-A potem co? Co potem będzie ze mną?  Z wami?
-Żyj teraźniejszością.
-Jak mam żyć teraźniejszością James?
-Po prostu.
-Jak mam żyć tak po prostu teraźniejszością, kiedy na karku mam swojego nieobliczalnego ojczyma, który prawdopodobnie chce mnie zabić, moja matka nie żyje, a ja zostałam kompletnie sama?
-Przykro mi...
-Przykro. Każdy tak mówi. Bo niby co miałbyś innego powiedzieć, hm?
-Naprawdę mi przykro Julie.
-Co ty możesz o tym wiedzieć.
-Tak się składa, że akurat wiem na ten temat dużo!
-Jasne...-James spuścił głowę i ścisną pięścią prześcieradło.
-Mojego ojca zabiła mafia, matka o mało co nie zginęła. Latami uciekaliśmy, chowaliśmy się... Bałem się chodzić spać, bałem się, że przyjdą i nas pozabijają... Dalej twierdzisz, że nic o tym nie wiem?-zrobiło mi się głupio. Przysunęłam się do niego i delikatnie położyłam dłoń na jego ramieniu.
-P-przepraszam, ja... ja nie wiedziałam.
-Skąd mogłaś wiedzieć.-spojrzał na mnie.-przecież o tym nie wiedziałaś.
-James...naprawdę przepraszam....
-Spoko-rzucił szorstko i zdjął z siebie moją rękę.-skuliłam się pod kołdrą i milczałam.
     Długą i niezręczną ciszę przerwał James.
-Może odpuścimy sobie i dzisiaj zostaniemy w domu? Jutro pójdziemy po twoje rzeczy?
-Jak chcesz.
-Co jest?
-Nic.
-Przecież widzę.
-Powiedziałam, że nic, jasne?-chłopak wywrócił oczami i wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samą.
     Zaczęłam płakać. James potraktował mnie jak śmiecia. Moje życie się praktycznie skończyło. Teraz już nie miałam dla kogo żyć. Mama nie żyje, tata mnie zostawił. Przyjaciółkę też straciłam. Równie dobrze mogłam wziąć żyletkę i podciąć sobie żyły, bo po co mam żyć?
     Leżałam gapiąc się w sufit, a łzy same napływały mi do oczu. Nie zdążyłam wytrzeć jednej, a za chwilę znów pojawiała się druga. Czułam jak materiał prześcieradła staje się wilgotny. Głowa jeszcze bardziej mnie rozbolała. Przyłożyłam dłonie do twarz i mocno ją przycisnęłam. Bolała mnie głowa i serce. To było za dużo jak na mnie. Bałam się, że nie wytrzymam tego wszystkiego, ale przecież nie miałam nikogo kto mógłby mi pomóc.
    Nagle poczułam, że ktoś siada na łóżko.
-Julie...-to był James. Jego głos był delikatny i miękki.
     Pośpiesznie wytarłam łzy i spojrzałam na niego zaczerwienionymi oczami.
-Tak?-zapytałam.
 -Nie płacz, proszę....
-Nie, jest w porządku.
-Nie udawaj. Wiem, ze jest ciężko, ale jakoś przez to przejdziemy.
-My?
-Tak, my. Przecież ci pomogę.-nie wytrzymałam i znów zaczęłam płakać, rzucając mu się na szyję i wtulając głowę w zagłębienie między szyją, a ramieniem. James mnie objął.
-D-d-dzię-ę-kuje.-powiedziałam  przez łzy. Chłopak tylko mocniej mnie do siebie przycisnął.
     Blondyn zaczął kołysać mną uspokajająco.
-Wszystko będzie dobrze. Obiecuję.-wyszeptał.
-Dziękuje James. Dziękuje, ja nie mam... nie mam nikogo...
-Masz mnie...
-Dziękuje... dziękuję.....
-Nie masz za co.-pogłaskał mnie po głowie.
-James?
-Tak?
-Możesz mnie nie puszczać przez jakiś czas? Teraz czuję się bezpiecznie.
-Jasne.-ciągle mną kołysał.
     Coraz bardziej się uspokajałam. Na chwilę przestałam myśleć o tym wszystkim co się wokół mnie działo. Teraz był tylko James. Wiedziałam, że mi pomoże. Może go nie znałam, ale czułam, że mnie nie skrzywdzi. To było dziwne. Znać kogoś tak krótko i czuć się tak bezpiecznie w jego ramionach.
     Odsunęłam się od niego.
-Dziękuję- powiedziałam.
     James tylko uśmiechnął się do mnie w odpowiedzi i wytarł moje łzy.
-Wszystko się ułoży. Obiecuje- wyszeptał patrząc mi w oczy.
     Jego oczy były cudowne. Takie niebieskie... Takie idealne. Widziałam w nich błysk, nadzieję i... ból. Mimo wszystko sprawiały, że ciarki mnie przeszły.
-Chcę go zabić...
-Kogo?
-Brayana
-Trzeba naprawdę tego chcieć i mieć w sobie naprawdę dużo bólu.
-Skąd wiesz?
-Nie ważne
-Czy ty kogoś zabiłeś?
-A jeśli powiem, że tak to nadal nie będziesz się mnie bać?
-N-nie wiem...
-Tak zabiłem kogoś, ale nie chcę o tym mówić.-moje usta uformowały się w kształt litery "o"
-Więc mnie naucz.
-Czego?
-Zabijania.

niedziela, 19 stycznia 2014

Rozdział 2

     -Przyniosę ci wody.- powiedział James.
Nie odpowiedziałam. Siedziałam dalej z rękoma przyciśniętymi do twarzy. Miałam w głowie tyle pytań. Nie wiedziałam, czy chłopak zna odpowiedź na jakiekolwiek z nim. Dlaczego to musiało przytrafić się mi? Czemu nie mogłam żyć normalnie.
-Proszę.- powiedział blondyn wręczając mi szklankę wody.
-Dzięki.- powiedziałam i upiłam łyk.
-Na pewno dobrze się czujesz?
-Nie wiem. Mam w głowie tyle pytań.
-Przykro mi.
-Widziałeś ten list?
-Nie.
-To skąd wiedziałeś, że trzeba mi pomóc.
-Ehh... Twoja mama przyjaźniła się z moją. Wiedziała o jej problemach. Raz niechcący podsłuchałem co ten typ wyprawia. Zaproponowałem, że pomogę, że załatwię bilety czy coś. Twoja mama odmówiła. Powiedziała, że ktoś musi cie chronić. Wtedy powiedziałem, że w takim razie mogę to być ja. Śledziłem cie codziennie od tamtej pory. Jak wracałaś do domu, jak szłaś do szkoły. Wiedziałem, że dzisiaj twojej mamie stała się krzywda. Byłem tam i widziałem jego w gniewie. Musiałem cie ratować. Specjalnie chciałem żebyś mnie zobaczyła. Myślałem, że zapytasz się czemu za tobą idę albo coś, że podejdziesz do mnie, ale ty biegłaś do domu... Musiałem cie gonić. Przepraszam jeśli cie wystraszyłem. Chciałem cie po prostu ratować.
-Dlaczego to jest dla ciebie takie ważne?
-Obiecałem to twojej mamie...Nie łamię obietnic.
-Jak długo mnie śledzisz? Jakieś dwa miesiące.
-Przecież o kawał czasu...Mogła mi powiedzieć.
-Zrozum ją. Chciała cie bronić.
-Najlepszą ochronę zapewniłaby mi mówiąc mi prawdę.
-I co byś wtedy zrobiła? Zabiła byś go? Uciekłabyś? Tutaj jesteś bezpieczna. Przynajmniej na razie.
-Myślisz, że chcę stąd wyjeżdżać? Że chcę wszystko zostawić i jechać gdzieś, gdzie nikogo nie znam, gdzie nie znam żadnych miejsc? Do obcego kraju lub miasta? Myślisz, że sobie poradzą? Nie.
-Możesz tu zostać ile chcesz.
-Nie chcę. Nie znam cie. Nie chcę się narzucać.
-Nie będziesz się narzucać....
-Jakbyś się czuł gdybyś był na moim miejscu? Gdyby ktoś obcy proponował ci zostać u niego?
-Cześć jestem James. Jak masz na imię?
-Julie.. Co ty wyprawiasz?- chłopak podał mi rękę i ją ścisnął.
-Widzisz już się znamy. Teraz możesz tu zostać?- to było nawet miłe z jego strony.
-Nie chcę nikomu przeszkadzać.
-Nie będziesz nikomu przeszkadzać.
-A twoja mama?
-Na pewno cie polubi.
-Nie chcę wam zabierać miejsca.
-Możesz spać u mnie w pokoju.
-A co z tobą?
-Ja będę spał na materacu. Nie zostawię cie samej.
-Dziękuję. To bardzo miłe z twojej strony. Okej zostanę. Ale...
-Ale co?
-Obiecasz, że pomożesz mi się stąd wynieść?
-Obiecuję. Przysięgam też, że będę cie bronić przed każdym.
     To z jednej strony było miłe, a z drugiej dziwne. Ktoś kogo praktycznie nie znałam obiecywał mnie bronić przed wszystkim. Jednak mimo to uśmiechnęłam się sama do siebie.
    Włożyłam list z powrotem do koperty i schowałam go do kieszeni.
-A jeszcze jedna sprawa.- powiedział James- proszę.- powiedział i wręczył mi kopertę.
-Co to?- zapytałam.
-Pieniądze.
-Dzięki.- wzięłam kopertę i zajrzałam do środka. Było tam naprawdę sporo pieniędzy.
-Mogłabym gdzieś to schować?
-Jasne. Wsadź je do biurka.
-Ile tu jest?
-Myślę, że około miliona funtów.
-Co? Stałam się posiadaczką miliona funtów? Przez całe życie bym tyle nie zarobiła haha.
-Tylko wydaj je z rozsądkiem.
-Najpierw chyba będę musiała kupić sobie jakieś ciuchy i kosmetyki. Wszystkie rzeczy zostawiłam w domu.
-Myślę, że możemy je odzyskać.
-Jak to?
-Twój ojczym zawsze w godzinach od 11 do 13 wychodzi. Nie wiem gdzie, nie wiem po co, ale dom zostaje całkowicie pusty. Mogę tam pójść i wziąć twoje najważniejsze rzeczy.
-Nie ma mowy! Nie pójdziesz tam sam. Pójdziemy razem.
-Nie będę cie narażał.
-A tym bardziej siebie. Albo idziemy tam razem, albo wcale.
-Jesteś uparta.
-Tak wiem. To jak?
-Okej pójdziemy razem.
-Ale ciuchy i tak będę musiała dokupić. Nie zdołamy wziąć wszystkich moich rzeczy.
-Weźmiemy te najważniejsze. A i jeszcze jedno. Wiesz, że nie będziesz chodzić do szkoły?
-Jak to?
-To zbyt nie bezpieczne.
-Ale nauczyciele? Nie połapią się?
-Moja mama to załatwi.
-No dobrze...
     Chłopak podszedł do mnie i spojrzał mi głęboko w oczy.
-Obiecaj, że nie będziesz się zadręczać całą tą sytuacją.
-Eh...obiecuję.
-Okej, teraz chodź musisz kogoś poznać.
-Kogo?
-Moją mamę.



     Zeszliśmy na dół i skierowaliśmy się do salonu. James wszedł pierwszy.
-Mamo poznaj Julie.
      Niepewnie przekroczyłam próg salonu.
-Dzień dobry.- powiedziałam.
-Julie!- krzyknęła kobieta- Julie dziecino!- podbiegła do mnie i mocno przytuliła, a potem przez dłuższy czas mi się przyglądała.
-Jesteś taka piękna. Tak bardzo podobna do mamy. Te oczy, włosy, usta. Tak się cieszę, że żyjesz.- zrobiła przerwę.- Jestem Melanie*, mama James'a.
-Miło mi panią poznać.
-Mi ciebie również dziecko. Możesz tu zostać ile chcesz.Nie chcę nadużywać pani gościnności.
-Nie żartuj. Możesz spać u James'a w pokoju.
-Wiem, James mi wszystko powiedział.
-Mamo nie męcz jej już. Na pewno jest zmęczona.- wtrącił się James.
-Tak tak masz rację. Julie może chcesz coś zjeść? Jesteś taka blada...
-Nie, dziękuję. Najchętniej położyłabym się spać.
-James na co czekasz? Przygotuj pościel, materac i pościel jej łóżko.
-Jasne mamo...
-Sama to mogę zrobić.
-Daj spokój. Dam radę.- powiedział i szeroko się do mnie uśmiechnął.
-Jak chcesz.- chwilę potem Jamesa nie było już z nami w pokoju.
-Ehm. Wie pani. Mam taki problem. Nie mam przy sobie żadnych ubrań i... głupio mi pytać ale...
-Twoja mama była sprytniejsza niż myślałaś. - podeszła do szafy i wyjęła z niej komplet złożonych ubrań- proszę.
-To moje ubrania. Skąd je pani ma?
-Twoja mama wszystko dokładnie przemyślała. Zostawiła ci piżamę, bieliznę i kilka t-shertów na zmianę.
-Dziękuję. Gdzie jest toaleta? Chciałabym się przebrać. Korytarzem w prawo.
-Dziękuję, dobranoc.
-Śpij dobrze.

     Weszłam do łazienki i pierwszą czynnością jaką zrobiłam było opłukanie twarzy. Potem zdjęłam brudne ciuchy i ubrałam piżamę. Wyszłam z łazienki i poszłam do pokoju Jamesa.
     W środku zastałam pościelone łóżko, materac i Jamesa bez koszulki. Widok jego torsu zwalił mnie z nóg, ale nie dałam po sobie tego poznać.
-Gdzie mogę położyć rzeczy?
-Gdziekolwiek.
-Jasne.- odłożyłam je na krzesło przy biurku.- Jeśli chcesz to mogę spać na materacu.
-Nie wydurniaj się. Wskakuj na łóżko i idź spać.
-Tak w zasadzie nie jestem zmęczona.
-Na dole mówiłaś coś innego.
-Przemyłam twarz zimną wodą. To mnie rozbudziło.
-Jeśli chcesz to możemy chwilę porozmawiać. Dopóki nie zaśniesz.
-Nie trzeba, jeśli chcesz spać, to idź.
-Czyli porozmawiamy.
-Ty też jesteś uparty.
-To mamy już dwie rzeczy wspólne.
-Dwie?
-Drugą jest mój pokój.
     Zaczęłam się śmiać. Nie wiedziałam, że James jest zabawny. Sprawia wrażenie tajemniczego, zamkniętego w sobie typa człowieka, który za wszelką cenę chce dopiąć swego.
     Wspięłam się na łóżko i szczelnie przykryłam kołdrą, odwracając głowę w stronę Jamesa.
-Gdzie się uczysz?- zapytałam.
-Skończyłem szkołę.
-To ile ty masz lat?
-W tym roku skończę dwadzieścia.
-Czyli mam ci mówić "dzień dobry"?- zażartowałam.
-Nie wiedziałem, że potrafisz żartować. To znaczy gdy cie poznałem, a w zasadzie spotkałem pierwszy raz, wydawałaś się być sztywna i taka uprzedzona do wszystkiego i wszystkich. Poza tym wiele przeszłaś...
-Pozory mylą.
-A ty? Ile masz lat?
-Powiedzieli ci, że masz mnie bronić i za mną chodzić, a nie powiedzieli ci ile mam lat?
-No nie...
-W tym roku skończę siedemnaście. Jestem w ostatniej klasie liceum.
-Małolata.
-Staruch. Przepraszam panie Jamesie czy mógłby pan podać mi godzinę?
-Hahahaha spadaj. Przestań mnie tak nazywać.
-Sam zacząłeś, ej!
-Jest druga czternaście. Nadal nie jesteś zmęczona?
-W sumie to poszłabym spać.
-Mam ci poczytać na dobranoc?
-Ah zamknij się.- powiedziałam i klepnęłam go w ramię.
     Zasnęłam myśląc o tych wszystkich rzeczach, które się dzisiaj wydarzyły. Myśląc o mamie, tacie, ojczymie i Jamesie. Był moim bohaterem. Sarkastycznym, nieco aroganckim ale bohaterem.



* Melanie- mama Jamesa. Nie, prawdziwa mama Jama nie ma tak na imię. W tym opowiadaniu James także nie ma siostry.



KOMENTARZ= SZACUNEK DLA AUTORA I MOTYWACJA DO PISANIA DALSZYCH CZĘŚCI :)
No i jest 2 rozdział! Mam nadzieję, że według Was nie jest kiepski, bo według mnie wyszedł okropnie! 
Ale cóż... Z góry dziękuję za każdy komentarz i jakbyście mogły przesyłać dalej te FF, to byłabym bardzo wdzięczna!

sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział 1

     Stałam jak wryta. Przed chwilą ten typ gonił mnie od samego metra, a teraz pyta się dlaczego się go boję?
-Słucham?- tylko na taką odpowiedź było mnie stać.
-Dlaczego uciekasz?
-Człowieku gonisz mnie od metra i pytasz się dlaczego uciekam?- wyrwałam się z jego uścisku i  zaczęłam dalej biec w stronę domu, niestety chłopak był szybszy. Złapał mnie w pasie, uniósł i zaczął iść w odwrotnym kierunku.
-Nie możesz wrócić do domu.
-Bo co?
-Później ci wszystko wyjaśnię.
-Postaw mnie na ziemię.
-Tylko wtedy kiedy obiecasz, że nie uciekniesz.
-Obiecuje.- teraz nie miałam zamiaru uciekać. Chciałam się dowiedzieć dlaczego nie mogę wrócić do domu.- to dlaczego nie mogę wrócić?
-Obiecuję, że wszystko ci wyjaśnię, ale musisz pójść ze mną.
-Oszalałeś? Ja mam ci niby uwierzyć?
-Nie masz innego wyboru.
-Mogę wrócić.
-Powiedziałem, że nie możesz tam wracać! Pójdź ze mną, a wszystko ci wyjaśnię. Przysięgam, że nic ci nie zrobię.
     Zawahałam się. Podejrzany chłopak, który szedł za mną od metra nie chce żebym wróciła do domu. W sumie nie miałam nic do stracenia. Ojczym na pewno znowu byłby pijany i znów próbowałby się do mnie dobierać, mama jak zwykle byłaby nieprzytomna, od ciosów, które on jej zadał  albo po prostu by uciekła z domu zostawiając mnie na pastwę losu.
-Okej pójdę z tobą.
-Nie masz innego wyboru.
     Chłopak złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę, z której przybiegliśmy. Przeszliśmy kilka ulic, zanim doszliśmy do jego czarnego rand lovera.
-Wsiadaj.- otworzył mi drzwi.
     Nie wiedziałam, czy gra takiego miłego, czy po prostu stwarza pozory, że jest niegroźny,a w jego głowie układa się już plan co ze mną zrobić.
-Dziękuję. Dokąd jedziemy?- powiedziałam zatrzaskując za sobą drzwi.
-Do mnie.- powiedział.
-Łał, szybki jesteś.
-Nic z tych rzeczy! Muszę cie...Dowiesz się na miejscu.
-Ehh. Musisz taki być?
-Jaki?
-Taki tajemniczy. - chłopak tylko się uśmiechną. Uśmiech miał ładny, to musiałam przyznać. Jego idealne kości policzkowe odbijały się co chwila od światła latarni mijanych przez nas. Teraz mogłam się uważnie przyjrzeć jego twarzy. Jego oczy były niebieskie, chociaż wpadały w odcień zielonego, idealnie gładka cera, włosy w artystycznym nieładzie gniecione były przez kaptur.
     Nieznajomy wyczuł, że się na niego patrzę od dobrych kilku minut.
-Nie gap się.- rzucił oschle.
     Odwróciłam wzrok i patrzałam na krajobraz za oknem, którego w zasadzie nie dostrzegałam bo było ciemno, a latarnie były ustawione w dużych odstępach od siebie.
-Gdzie mieszkasz?- spytałam po kilku minutach ciszy.
-Kilka kilometrów za Londynem.
     Nic nie odpowiedziałam. Wróciłam do gapienia się przez szybę.
-Nadal się mnie boisz?- zapytał nagle.
-Nie wiem.
-Nie jestem groźny.
-Tego bym nie powiedziała.- chłopak tylko się zaśmiał. Ten jego śmiech już powoli mnie drażnił.
-Daleko jeszcze?
-W zasadzie jesteśmy na miejscu.
     Otworzyłam drzwi i wyszłam z samochodu. Tutaj było jaśniej niż na drodze. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam niewielki, ale ładny dom jednorodzinny.
-Chodź.- powiedział chłopak.
 




     Weszliśmy do środka. Wnętrze domu było jeszcze ładniejsze niż to sobie wyobrażałam. Przedpokój był mały, ale przytulny i bardzo jasno oświetlony. Podłoga była tak czyta, że mogłam spokojnie zobaczyć w niej swoje odbicie.
-Idź na górę, a ja zaraz przyjdę.
-Skąd mam wiedzieć, do którego pokoju wejść?
-Pierwszy po lewej.
     Posłusznie skierowałam się do pomieszczenia wskazanego przez chłopaka. Dziwnie się czułam. Sam w obcym domu. Otworzyłam pierwsze drzwi po lewej i weszłam do środka. Przez dobre pięć minut szukałam włącznika do światła, a gdy w końcu go znalazłam rozejrzałam się po pokoju.
     Pokój był dość mały. Z prawej strony od wejścia znajdowało się łóżko. Obok łóżka stało biurko, szafa i inne regały znajdowały się na przeciwko.
     Usiadłam na łóżko i czekałam aż chłopak wróci. W głębi duszy bałam się tego co może stać się po jego powrocie. Po chwili drzwi się otworzyły, a do środka wszedł tajeminiczy chłopak, trzymając jakaś kopertę w ręku.
-Trzymaj.- powiedział wręczając mi ją.
     Zdziwiłam się, że ktoś kogo nie znam przynosi mi kopertę z moim nazwiskiem.
-Co to?
-Tu jest wszystko wyjaśnione. Czytaj.
     Drżącymi rękoma otworzyłam kopertę i wyjęłam ze środka kartkę. List był średniej długości, a pismo wydawało mi się bardzo znajome.
    "Dorga Julie,
     Jeśli to czytasz, to znaczy, że ja już nie żyję, albo uciekłam z daleka od tego piekła. Tak, zostawiłam cie Julie, ale tak bardzo nie potrafiłam sobie poradzić z tą całą sytuacją... Twój ojczym on... Może zacznę od początku.
     Byłaś mała, kiedy twój ojciec umarł. Miałaś zaledwie dwa lata. Nie ukrywam miał powiązania z nieciekawym towarzystwem, ale byłam w nim szalenie zakochana. Kilka lat później poznałam Brayan'a- Twojego ojczyma. Na początku byliśmy cudowną rodziną. Każdy nam zazdrościł szczęścia. Ale potem on wstąpił do mafii, stał się agresywny, niebezpieczny, zaczął pić. Wiem, że Cie wykorzystywał Julie, wiem. Przepraszam, że nic z tym nie robiłam. Próbowałam. Wiele razy mnie za to pobił. Przepraszam, że nie potrafiłam Ci pomóc."- łzy napłynęły mi do oczy. Nie mogłam uwierzyć w to co czytam.- "Tak jak już wspomniałam należał do mafii. Pamiętam ten dzień, w którym zaczęło się to piekło. Przyszedł i zaczął wrzeszczeć, że ktoś okradł ich z towaru wartego 100000$. Był tak wściekły, że pobił mnie do nieprzytomności. Nie wiedziałam co stało się z tymi narkotykami, dopóki Twój ojciec nie napisał mi listu. Pomyślisz sobie, że jestem nienormalna, że przecież on nie żyje. Nie. On żyje. Napisał mi, że to on ukradł te narkotyki, że upozorował swoją śmierć żebyśmy nie miały kłopotów przez mafię. Napisał, że wysyła mi pieniądze, żebyśmy za nie uciekły jak najdalej od Brayana. Niestety Twój ojczym dowiedział się o wszystkim. Wtedy przysiągł, że nas zabije. Mnie i Ciebie. Rozumiesz? Wiem, że żyjesz czytają to, więc wiem, że James posłusznie wykonał daną mu robotę. Kochanie musisz uciekać. Musisz uciekać jak najdalej od tego miasta. Od Brayan'a.  Musisz uciekać gdziekolwiek. Znaleźć pracę, żyć jak gdyby nigdy nic. Wyjedź do Ameryki. Zmień nazwisko. Zrób to. James da Ci pieniądze. Te pieniądze, które wysłał Twój ojciec. Jest szansa, że żyję, ale obiecaj, że nie będziesz próbowała mnie szukać. Nie próbuj też szukać swojego ojca, nie rób tego! Narazisz się tylko na niebezpieczeństwo. Przepraszam, że byłam taką złą matką. Że nie potrafiłam Cie obronić. Że pozwalałam żeby ten skurwiel Cie krzywdził. Że nie zapewniłam Ci bezpieczeństwa. Że nie powiedziałam Ci o tym wcześniej. Przepraszam Kochanie.

                                                                                     Uważaj na siebie, Mama."
 

     Łzy ściekały po moich policzkach strugami. Jedna za drugą. Nie potrafiłam się opanować. Czułam mieszaninę smutku z goryczą, żalu z miłością, niebezpieczeństwa z nadzieją. Skoro wiedziała, że mnie wykorzystywał, dlaczego niczego nie zrobiła? Dlaczego mi nie pomogła? Dlaczego do jasnej cholery mnie zostawiła samą sobie? Czułam, że mi słabo. Nie mogłam się opanować. Jaką rolę w tym wszystkim miał odegrać ten chłopak? James? Dlaczego mi pomaga. Miałam w głowie tyle pytań.
-Wszystko w porządku?- zapytał James.
-Nic nie jest w porządku.- odpowiedziałam i zakryłam twarz dłońmi.


KOMENTARZ= SZACUNEK DLA AUTORA I WIELKA MOTYWACJA :)
A więc jest pierwszy rozdział. Wybaczcie, że dodany tak późno, ale mam małe grono odbiorców i mało czasu więc...
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba. Liczę na opinie w komentarzach. DZIĘKUJĘ! :)