sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział 1

     Stałam jak wryta. Przed chwilą ten typ gonił mnie od samego metra, a teraz pyta się dlaczego się go boję?
-Słucham?- tylko na taką odpowiedź było mnie stać.
-Dlaczego uciekasz?
-Człowieku gonisz mnie od metra i pytasz się dlaczego uciekam?- wyrwałam się z jego uścisku i  zaczęłam dalej biec w stronę domu, niestety chłopak był szybszy. Złapał mnie w pasie, uniósł i zaczął iść w odwrotnym kierunku.
-Nie możesz wrócić do domu.
-Bo co?
-Później ci wszystko wyjaśnię.
-Postaw mnie na ziemię.
-Tylko wtedy kiedy obiecasz, że nie uciekniesz.
-Obiecuje.- teraz nie miałam zamiaru uciekać. Chciałam się dowiedzieć dlaczego nie mogę wrócić do domu.- to dlaczego nie mogę wrócić?
-Obiecuję, że wszystko ci wyjaśnię, ale musisz pójść ze mną.
-Oszalałeś? Ja mam ci niby uwierzyć?
-Nie masz innego wyboru.
-Mogę wrócić.
-Powiedziałem, że nie możesz tam wracać! Pójdź ze mną, a wszystko ci wyjaśnię. Przysięgam, że nic ci nie zrobię.
     Zawahałam się. Podejrzany chłopak, który szedł za mną od metra nie chce żebym wróciła do domu. W sumie nie miałam nic do stracenia. Ojczym na pewno znowu byłby pijany i znów próbowałby się do mnie dobierać, mama jak zwykle byłaby nieprzytomna, od ciosów, które on jej zadał  albo po prostu by uciekła z domu zostawiając mnie na pastwę losu.
-Okej pójdę z tobą.
-Nie masz innego wyboru.
     Chłopak złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę, z której przybiegliśmy. Przeszliśmy kilka ulic, zanim doszliśmy do jego czarnego rand lovera.
-Wsiadaj.- otworzył mi drzwi.
     Nie wiedziałam, czy gra takiego miłego, czy po prostu stwarza pozory, że jest niegroźny,a w jego głowie układa się już plan co ze mną zrobić.
-Dziękuję. Dokąd jedziemy?- powiedziałam zatrzaskując za sobą drzwi.
-Do mnie.- powiedział.
-Łał, szybki jesteś.
-Nic z tych rzeczy! Muszę cie...Dowiesz się na miejscu.
-Ehh. Musisz taki być?
-Jaki?
-Taki tajemniczy. - chłopak tylko się uśmiechną. Uśmiech miał ładny, to musiałam przyznać. Jego idealne kości policzkowe odbijały się co chwila od światła latarni mijanych przez nas. Teraz mogłam się uważnie przyjrzeć jego twarzy. Jego oczy były niebieskie, chociaż wpadały w odcień zielonego, idealnie gładka cera, włosy w artystycznym nieładzie gniecione były przez kaptur.
     Nieznajomy wyczuł, że się na niego patrzę od dobrych kilku minut.
-Nie gap się.- rzucił oschle.
     Odwróciłam wzrok i patrzałam na krajobraz za oknem, którego w zasadzie nie dostrzegałam bo było ciemno, a latarnie były ustawione w dużych odstępach od siebie.
-Gdzie mieszkasz?- spytałam po kilku minutach ciszy.
-Kilka kilometrów za Londynem.
     Nic nie odpowiedziałam. Wróciłam do gapienia się przez szybę.
-Nadal się mnie boisz?- zapytał nagle.
-Nie wiem.
-Nie jestem groźny.
-Tego bym nie powiedziała.- chłopak tylko się zaśmiał. Ten jego śmiech już powoli mnie drażnił.
-Daleko jeszcze?
-W zasadzie jesteśmy na miejscu.
     Otworzyłam drzwi i wyszłam z samochodu. Tutaj było jaśniej niż na drodze. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam niewielki, ale ładny dom jednorodzinny.
-Chodź.- powiedział chłopak.
 




     Weszliśmy do środka. Wnętrze domu było jeszcze ładniejsze niż to sobie wyobrażałam. Przedpokój był mały, ale przytulny i bardzo jasno oświetlony. Podłoga była tak czyta, że mogłam spokojnie zobaczyć w niej swoje odbicie.
-Idź na górę, a ja zaraz przyjdę.
-Skąd mam wiedzieć, do którego pokoju wejść?
-Pierwszy po lewej.
     Posłusznie skierowałam się do pomieszczenia wskazanego przez chłopaka. Dziwnie się czułam. Sam w obcym domu. Otworzyłam pierwsze drzwi po lewej i weszłam do środka. Przez dobre pięć minut szukałam włącznika do światła, a gdy w końcu go znalazłam rozejrzałam się po pokoju.
     Pokój był dość mały. Z prawej strony od wejścia znajdowało się łóżko. Obok łóżka stało biurko, szafa i inne regały znajdowały się na przeciwko.
     Usiadłam na łóżko i czekałam aż chłopak wróci. W głębi duszy bałam się tego co może stać się po jego powrocie. Po chwili drzwi się otworzyły, a do środka wszedł tajeminiczy chłopak, trzymając jakaś kopertę w ręku.
-Trzymaj.- powiedział wręczając mi ją.
     Zdziwiłam się, że ktoś kogo nie znam przynosi mi kopertę z moim nazwiskiem.
-Co to?
-Tu jest wszystko wyjaśnione. Czytaj.
     Drżącymi rękoma otworzyłam kopertę i wyjęłam ze środka kartkę. List był średniej długości, a pismo wydawało mi się bardzo znajome.
    "Dorga Julie,
     Jeśli to czytasz, to znaczy, że ja już nie żyję, albo uciekłam z daleka od tego piekła. Tak, zostawiłam cie Julie, ale tak bardzo nie potrafiłam sobie poradzić z tą całą sytuacją... Twój ojczym on... Może zacznę od początku.
     Byłaś mała, kiedy twój ojciec umarł. Miałaś zaledwie dwa lata. Nie ukrywam miał powiązania z nieciekawym towarzystwem, ale byłam w nim szalenie zakochana. Kilka lat później poznałam Brayan'a- Twojego ojczyma. Na początku byliśmy cudowną rodziną. Każdy nam zazdrościł szczęścia. Ale potem on wstąpił do mafii, stał się agresywny, niebezpieczny, zaczął pić. Wiem, że Cie wykorzystywał Julie, wiem. Przepraszam, że nic z tym nie robiłam. Próbowałam. Wiele razy mnie za to pobił. Przepraszam, że nie potrafiłam Ci pomóc."- łzy napłynęły mi do oczy. Nie mogłam uwierzyć w to co czytam.- "Tak jak już wspomniałam należał do mafii. Pamiętam ten dzień, w którym zaczęło się to piekło. Przyszedł i zaczął wrzeszczeć, że ktoś okradł ich z towaru wartego 100000$. Był tak wściekły, że pobił mnie do nieprzytomności. Nie wiedziałam co stało się z tymi narkotykami, dopóki Twój ojciec nie napisał mi listu. Pomyślisz sobie, że jestem nienormalna, że przecież on nie żyje. Nie. On żyje. Napisał mi, że to on ukradł te narkotyki, że upozorował swoją śmierć żebyśmy nie miały kłopotów przez mafię. Napisał, że wysyła mi pieniądze, żebyśmy za nie uciekły jak najdalej od Brayana. Niestety Twój ojczym dowiedział się o wszystkim. Wtedy przysiągł, że nas zabije. Mnie i Ciebie. Rozumiesz? Wiem, że żyjesz czytają to, więc wiem, że James posłusznie wykonał daną mu robotę. Kochanie musisz uciekać. Musisz uciekać jak najdalej od tego miasta. Od Brayan'a.  Musisz uciekać gdziekolwiek. Znaleźć pracę, żyć jak gdyby nigdy nic. Wyjedź do Ameryki. Zmień nazwisko. Zrób to. James da Ci pieniądze. Te pieniądze, które wysłał Twój ojciec. Jest szansa, że żyję, ale obiecaj, że nie będziesz próbowała mnie szukać. Nie próbuj też szukać swojego ojca, nie rób tego! Narazisz się tylko na niebezpieczeństwo. Przepraszam, że byłam taką złą matką. Że nie potrafiłam Cie obronić. Że pozwalałam żeby ten skurwiel Cie krzywdził. Że nie zapewniłam Ci bezpieczeństwa. Że nie powiedziałam Ci o tym wcześniej. Przepraszam Kochanie.

                                                                                     Uważaj na siebie, Mama."
 

     Łzy ściekały po moich policzkach strugami. Jedna za drugą. Nie potrafiłam się opanować. Czułam mieszaninę smutku z goryczą, żalu z miłością, niebezpieczeństwa z nadzieją. Skoro wiedziała, że mnie wykorzystywał, dlaczego niczego nie zrobiła? Dlaczego mi nie pomogła? Dlaczego do jasnej cholery mnie zostawiła samą sobie? Czułam, że mi słabo. Nie mogłam się opanować. Jaką rolę w tym wszystkim miał odegrać ten chłopak? James? Dlaczego mi pomaga. Miałam w głowie tyle pytań.
-Wszystko w porządku?- zapytał James.
-Nic nie jest w porządku.- odpowiedziałam i zakryłam twarz dłońmi.


KOMENTARZ= SZACUNEK DLA AUTORA I WIELKA MOTYWACJA :)
A więc jest pierwszy rozdział. Wybaczcie, że dodany tak późno, ale mam małe grono odbiorców i mało czasu więc...
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba. Liczę na opinie w komentarzach. DZIĘKUJĘ! :)
 




4 komentarze:

  1. super rozdział ,bardzo ładnie piszesz i zapraaszam do mnie http://mymindproblem.blogspot.com/ licze na jakiś komentarz xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawy!!!
    czekam na następny! <3
    @Karu_xxx

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny ! <3 czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń